grudnia 17, 2013

3 pętle, 21 podbiegów, czyli Biegi Górskie w Falenicy (14-12-13)

3 pętle, 21 podbiegów, czyli Biegi Górskie w Falenicy (14-12-13)

grudnia 17, 2013

3 pętle, 21 podbiegów, czyli Biegi Górskie w Falenicy (14-12-13)

Kompletnie nie wiedziałam, czego spodziewać się na tych zawodach. Zimowe Biegi Górskie w Falenicy - myślę sobie: "Szumna nazwa, ale jakie tam górskie... w Falenicy? Pewnie jakieś dwa większe podbiegi i tyle, bo i gdzie tam mogą być GÓRY?" I jakże się przeliczyłam takim sposobem myślenia. Czy już wspominałam na tym blogu, że nic tak nie uczy pokory, jak bieganie? Pewnie wspominałam, ale po kolei. 
W sobotę (14.12.13) odbyła się pierwsza edycja tegorocznych Zimowych Biegów Górskich w Falenicy. Na miejsce dojechałam 40 minut przed biegiem i jak się okazało, było to trochę za późno i następnym razem postaram się przybyć tam wcześniej - lub nie korzystać wpierw z (damskiej) toalety, gdzie z reguły zawsze są nieprzyzwoicie długie kolejki... W biurze zawodów opłacałam bieg jeszcze około 10:56, a o 11 teoretycznie miałam mieć start biegu (zapisałam się do grupy osób deklarujących ukończenie trasy poniżej 48 min, ale to był błąd - na płaskim nie byłoby problemu, ale przy takiej liczbie podbiegów i to na trasie zupełnie mi obcej okazało się to niewykonalne jak na chwilę obecną). Co prawda start nieco się opóźnił, ale to nie zmienia faktu, że mój bieg zaczął się praktycznie w biurze zawodów... Po pierwszej pętli nie czułam zbytnio zmęczenia, ale nie mogłam kompletnie złapać swojego tempa - nie wiedziałam jak rozłożyć siły i cały czas biegłam bardzo asekuracyjnie. Tzn. na zbiegach starałam się nie oszczędzać, ale wiem, że te nieszczęsne 21 podbiegów mogłam wykonać o stokroć lepiej, tym bardziej, że zdecydowanie nie jest to zaniedbywany przeze mnie element treningu - od ostatnich dwunastu tygodni w zasadzie co sobotę robię serię podbiegów na Agrykoli, ostatnio nawet 18x200m, co dało by mniej więcej tyle ile wyniosła ilość podbiegów na tymże biegu. Ale, jak widać to jeszcze wcale nie oznacza pewnego sukcesu (na swoją miarę), tym bardziej, że podbiegi biegane po asfalcie to kompletnie inna bajka niż podbiegi w lesie, gdzie korzenie, piach i inne takie cuda to ich nieodłączna część. Ale i tak najlepszy był moment po ukończeniu drugiej pętli - nie włączyłam stopera (nie mam zegarka z GPS-em) i nie wiedziałam ile czasu już dokładnie biegnę, a ciężko mi było oszacować swoje zmęczenie, tak więc miałam chwilę zawahania: biec w lewo (czyt.jeszcze jedna pętla), czy w prawo (czyt. meta). Na szczęście pobiegłam w lewo, bo inaczej... cóż, skompromitowałabym się przed samą sobą i nie ukończyłabym tego biegu z czystej głupoty. Sytuacja ta jednak pokazuję, jak kompletnie inny był ten bieg, bo przecież organizm z reguły daję sygnały w jakiej jest fazie zmęczenia na danym dystansie. Jednak ta dyszka była tak niekonwencjonalna, że mój organizm nic specjalnie mi nie mówił. Na metę nie wbiegłam nawet specjalnie zmęczona, czyli zdecydowanie nie dałam z siebie wszystkiego, przez co mam po tym biegu ogromny niedosyt. Na szczęście 28 grudnia kolejna runda, w której myślę, że z pewnością wezmę udział. Już teraz wiem, że nazwa tego biegu ma swoje realne podstawy - te 21 podbiegów to nie żarty!



Co prawda biegnąc miałam myśli, że już chyba raczej tutaj nie wystartuję i wolę biegać po płaskim, ale... myśli po przekroczeniu mety zawsze zmieniają swój obrót o 180 stopni. Muszę się z tą trasą jeszcze zmierzyć - nieasekuracyjnie! Podsumowując: OPEN: 310, OPEN K: 24, K21: 4. Czas: 52:20. 
Za dwa tygodnie musi być zdecydowanie lepiej... 

grudnia 01, 2013

Bieganie ze śródstopia, a syberyjskie wiatry

Bieganie ze śródstopia, a syberyjskie wiatry

grudnia 01, 2013

Bieganie ze śródstopia, a syberyjskie wiatry



Dzisiaj nie będę się rozpisywać...

Wiecie jaka jest najlepsza metoda by nauczyć się biegać ze śródstopia, a nie człapać z pięty? Biec 25 (no dobra, może przez 5km wiał w plecy i z boku) kilometrów pod wiatr wiejący z prędkością 31 km/h (w porywach 55 km/h - przynajmniej tak podają internety i jestem skłonna w to uwierzyć, bo na Moście Siekierkowskim miałam wrażenie, że zaraz przerzuci mnie przez barierkę i wpadnę do Wisły) i to jeszcze zimny, niczym syberyjski. Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć swojej "teorii", ale od dzisiaj wiem, dlaczego wiatr jest największym wrogiem dla biegacza - choć z drugiej strony, jak widać, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. TAK, to było chyba moje najbardziej hardkorowe długie wybieganie. Słowem,
AMAZING STUFF   
...
..
.

Copyright © Szanuj pasję , Blogger