marca 24, 2014

Zdecydowanie za ciepło... na bieganie

Zdecydowanie za ciepło... na bieganie

marca 24, 2014

Zdecydowanie za ciepło... na bieganie

W ubiegłą sobotę wzięłam ponownie udział w Grand Prix Warszawy na Kabatach. Miałam zamiar się poprawić i nabiegać nową życiówkę, ale tak się jednak nie stało. Winę zwalam głównie na fakt, że pogoda była iście wiosenna, żeby nie powiedzieć wakacyjna, do czego organizm się jeszcze nie przystosował i zwyczajnie nie potrafił sobie poradzić z taką wysoką (jak na te porę roku, bo mamy przecież jeszcze marzec! rok temu o tej porze aura była zimowa, temperatura zdecydowanie poniżej zera... a teraz? co to się porobiło...) temperaturą. Dzień przed postanowiłam sobie nawet zrobić dzień wolnego, czego nie robiłam przed zawodami od niepamiętnych czasów (bo w zasadzie wszystkie były po drodze do celu - czyt. maraton - i traktowałam je treningowo), czyli miałam wolny piątek. Najadłam się, wieczorem profilaktycznie porozciągałam i całkiem nieźle wyspałam. Teoretycznie więc wszystko było w jak najlepszym porządku. Czego więc zabrakło? (prócz niższej temperatury). Po przeanalizowaniu tego biegu, myślę, że zdecydowanie zabrakło taktyki... Gdybym nie wystartowała, jak zając i nie zdychała po 5 km, a starała się rozkręcać z każdym kolejnym kilometrem, to myślę, że spokojnie mogłabym pobiec po życiówkę. Pisząc te słowa żadnej ameryki nie odkrywam - na co drugiej stronie, poradniku itd, dotyczącym biegania można wyczytać tego typu rady, ale praktyka... Oj, to jest już kompletnie inna historia. Zresztą zobaczcie sami ten "bieg szaleńca". Wstyd mi straszliwie się do tego przyznawać, ale niechaj to będzie przestrogą dla innych, jak nie należy biegać na zawodach... (w skrócie opisałabym to tak: kilometr mocniejszego tempa - zgon, kilometr mocniejszego tempa - zgon... i tak do mety)

Podział
Czas
Dystans
Śr. tempo
Podsumowanie46:53.010.004:41
14:41.11.004:41
24:26.21.004:26
34:51.11.004:51
44:41.71.004:42
54:49.11.004:49
65:05.21.005:05
74:39.41.004:39
84:43.11.004:43
95:02.01.005:02
103:54.70.834:41

Jedyna co mi się udało, to zostanie mistrzem drugiego planu na poniższej fotce, gdzie to niby nie wiedziałam, że właśnie zrobią mi zdjęcie. Swoją drogą... czy tak świeżo powinno się wyglądać po zawodach? Gdzie ten pot, czerwona (lub blada) twarz i opary zmęczenia? Ech, zdecydowanie (znowu) trzeba się poprawić.... Nawiasem mówiąc, gdy wracałam do domu z tego biegu naszła mnie pewna refleksja: czyżby właśnie zaczęły się biegowe schody i koniec czasów, że co zawody to życiówka? To niepokojące, ale chyba tak. Teraz urwanie każdej minuty będzie miało coraz większą wartość.



A już za tydzień dzień półprawdy, czyli 9 Półmaraton Warszawski. To będzie dla mnie zdecydowanie sądny dzień. Ostatni test przed maratonem, oraz sprawdzian szybkości (bo maraton traktuję, jako weryfikację wypracowanej do tej pory wytrzymałości - mniej lub bardziej tempowej... - tym bardziej, że będzie to mój pierwszy maraton. A w połówce nie ukrywam, że nastawiam się na bardziej konkretny czas, ale nie zapeszajmy...

marca 11, 2014

Panie przodem, czyli Grand Prix na Kabatach 08.03.14

Panie przodem, czyli Grand Prix na Kabatach 08.03.14

marca 11, 2014

Panie przodem, czyli Grand Prix na Kabatach 08.03.14

Z okazji Dnia Kobiet postanowiłam sama zrobić sobie prezent i sprawdzić o ile poprawię czas z listopada na dystansie 10 km i to na tej samej trasie, czyli w Lesie Kabackim. I w sumie jestem całkiem zadowolona (oczywiście mogłabym też dodać, że mogło być lepiej, bo mogło, ale ... będzie lepiej :P ) z tej nowej życiówki.Poprawiłam się o 2 minuty (z czasu 48:18 na 46:17) i to dosłownie. Jedyne na co mogę narzekać to fakt, że w ogólnym rankingu, klasyfikacji, czy jak to inaczej nazwać, mój czas, który tam widnieje jest o 1:20 większy. Dlaczego? Otóż, z okazji Dnia Kobiet wszystkie (tzn.prawie wszystkie) panie wystartowały o 1min 20 sec wcześniej, czyli przed startem głównym (i startem mężczyzn). Niestety kolejki do Toi Toi nieco mnie opóźniły i stąd nie zdążyłam stawić się na starcie ciut wcześniej, tak by móc wystartować razem z paniami... Ale to nie koniec świata, a z taką życiówką i tak nic bym "nie ugrała", a tak to mam jeszcze większą motywację by zrobić nową życiówkę na tej trasie tydzień przed półmaratonem, co potraktuję, jako ostatni mocni akcent przed startem docelowym (ależ to pięknie i fachowo brzmi). 
Generalnie (pomimo tej nieuznanej oficjalnie życiówki) bieg mogę jednak uznać za bardzo udany. Każda z pań została obdarowana tulipanem tuż za metą (niestety, któraś z pań musiała mi go niechcący zwinąć w szatni, ale nie ubolewam nad tym, jakoś specjalnie, bo i tak zanim dowiozłabym go do domu z Kabat to byłby w kiepskim stanie...), małym kompletem kosmetyków (maseczki, krem przeciwzmarszczkowy - mi jeszcze chyba by się specjalnie nie przydał, wiec dałam mamie, jako prezent z okazji imienin - żel pod prysznic i inne bajery).

Tuż po biegu już w stroju cywilnym (nie pytajcie co oznacza mój grymas na twarzy, ani skąd się wziął, bo nie wiem :P )

A tak w ogóle w tym tygodniu zostałam szczęśliwą posiadaczką Garmina 310xt i butów Supernova Glide Boost... Dzisiaj miały za sobą swój dziewiczy trening i przyznam, że jestem zachwycona, ale o doznaniach w tym temacie pojawią się zapewne wkrótce osobne posty. :)  
Copyright © Szanuj pasję , Blogger