kwietnia 10, 2014

9 Półmaraton Warszawski

9 Półmaraton Warszawski

kwietnia 10, 2014

9 Półmaraton Warszawski

To był mój drugi w historii Półmaraton Warszawski, a trzeci w mojej biegowej "karierze" w ogóle. Padła życiówka, pogoda dopisała (aż za bardzo...), jedynie tydzień taperingu nie przebiegał właściwie. I przyznam, że nieco mnie to niepokoiło w dniu startu, ale jednocześnie stanowiło też wymówkę, gdyby coś nie wyszło. W ogóle stwierdziłam, że jednym z najtrudniejszych elementów przygotowań do wszelakich zawodów jest właściwa regeneracja (sen, racjonalne posiłki etc) oraz swego rodzaju umiejętność trafienia z tak zwaną formą na dzień tychże zawodów. Czemu więc uważam, że niewłaściwie się zregenerowałam skoro tak się teraz mądrze? Cóż, życie nieco zweryfikowało moje biegowe plany i okazało się, że nie zawsze tak łatwo skupić się jedynie na bieganiu. Brzmi trochę tajemniczo, ale w skrócie powiem tylko, że na 3 dni przed półmaratonem jedną noc miałam nieprzespaną (położyłam się o 4 nad ranem) oraz dwa nocne wypady do KFC (nie żebym się jakoś bardzo objadła, ale już sam fakt konsumowania czegokolwiek o północy w tego typu miejscach w tygodniu przed jednym ze startów docelowych brzmi co najmniej nierozważnie... Henryk Szost, czy też Mariusz Giżyński z pewnością nie pozwolili by sobie na tego rodzaju wybryki... ale cóż, jestem tylko amatorem i to jeszcze nie pisanym z dużej litery).
Przechodząc jednak do meritum i nie biadoląc już dalej, jak to źle się zregenerowałam etc, parę słów o treningach (a w zasadzie już samych luźnych biegach/wybieganiach) w tygodniu przed półmaratonem. Słowem, były totalną klapą i naprawdę nic dobrego nie wróżyły. Jedynie ostatnie długie wybieganie na tydzień przed pozytywnie mnie nastawiło i mogę uznać je za treściwe. W skrócie wyglądało to tak:

Niedziela (23 marca): Zrobiłam coś na kształt BNP
Podział
Czas
Dystans
Śr. tempo
Podsumowanie2:05:00.023.345:21
125:00.04.405:41
21:20:00.014.805:24
320:00.04.144:50

Poniedziałek: wolne
Wtorek: BS 8 km / średnie tempo: 5:35 (ot luźno bez szału, aczkolwiek nogi jeszcze nie były niczym odlane z ołowiu)
Środa: 15min BS/ 15x30sec odcinki z przerwą 1min trucht/ 20min BS - łącznie 10km (wyszło to całkiem nieźle i pobudziło nieco "zamulone" mięśnie)
Czwartek: rano miało być ostatnie BS, ale nie było nic z uwagi na nieprzespaną noc
Piątek: 7km w śr.tempie 6:11... to był totalny zgon, tak źle nie biegało mi się od co najmniej dwóch miesięcy, słowem, ledwo włóczyłam nogami i zatrzymywałam się chyba ze cztery razy plując sobie oczywiście przy tym w brodę... 
Sobota: wolne (odebrałam pakiet startowy w biurze zawodów, posłuchałam jednego wykładu na tematy około biegowe co by poczuć atmosferę wielkiej biegowej fety, ale jakoś nie mogłam wczuć się w powagę sytuacji)

(oczywiście starałam się też w tygodniu nie zaniedbywać ćwiczeń stabilizacyjnych i rozciągania, ale nie powiem, żebym spisała się na medal w tej kwestii w tymże ostatnim tygodniu, ale z drugiej strony nie mogę też powiedzieć, ażebym zaniedbywała ten aspekt treningu przez ostatnie parę miesięcy, więc może co miałam wypracować to już wypracowałam, a te ostatnie, teoretycznie kluczowe dni, niewiele już mogły zmienić)

NIEDZIELA

Jak już pisałam pogoda dopisała i to aż za bardzo. Słońce wręcz prażyło i temperatura odczuwalna spokojnie moim zdaniem wynosiła około 20 stopni C. Szczerze mówiąc, jak dla mnie było zdecydowanie za gorąco, tym bardziej, że organizm nie zdążył się jeszcze przystosować do tak wysokiej temperatury (zapewne w co drugiej relacji z tegoż półmaratonu znajdzie się tego typu wzmianka, ale przecież rok temu w dzień Półmaratonu Warszawskiego było około 10 stopni poniżej zera i padał śnieg!). Nie zastanawiając się więc specjalnie nad tym ile założyć warstw itd, postanowiłam pobiec w krótkich spodenkach (już nawet opaliłam sobie nogi :D ). 



Jakie były moje założenia? Przyznam, że marzyło mi się pobiec poniżej 1:40h, ale to było najbardziej optymistyczne założenie (biorąc pod uwagę mój wynik ze stycznia podczas Biegu Chomiczówki całkiem realne, gdyż pobiegłam 15km w 1:11h). Druga wersja brzmiała: poniżej 1:45 z pewnością uda mi się pobiec - innego wariantu nie biorę pod uwagę! A co wyszło w praniu (tzn. bieganiu)? 


Zawsze powtarzam, że bieganie tak naprawdę jest tylko dla masochistów ;)


Czas netto: 1:43:13, czyli urwałam ponad 13min z wyniku z ubiegłego roku.  OPEN 2581/11148, wśród kobiet: 113/2385, K20: 41/763.













Generalnie jestem zadowolona, a za rok myślę, że z pewnością zejdę poniżej 1:40 jeśli wszystko potoczy się pomyślnie (tzn.rzecz jasna chciałabym zejść niżej, a tym samym wejść na wyższy poziom biegania ;). W bieganiu niczego się nie przeskoczy i na wszystko trzeba zapracować sobie cierpliwą, systematyczną pracą. Tak więc przede mną hektolitry potu do wylania. ;)



A już w niedzielę Orlen Warsaw Marathon! Mam ciary!!!
Copyright © Szanuj pasję , Blogger