października 09, 2015
Niepołamany 37. PZU Maraton Warszawski ...
Jak już wcześniej pisałam moje przygotowania do tego maratonu były nieco zaburzone... Wypadek na rowerze, trzy tygodniowa przerwa w bieganiu, zemdlenie i wizyta pod kroplówką w szpitalu, znowu przerwa w bieganiu... To wszystko, a nawet więcej innych "przygód" nie powstrzymało mnie jednak przed startem i chęcią finiszowania (w glorii i chwale) na Stadionie Narodowym.
Tym razem rozsądek siedział cicho w kącie, a na pierwszym planie pojawiły się emocje. Naprawdę święcie wierzyłam, że mój plan minimum jest do zrealizowania (pobiec w okolicach 3:35-3:39), a przy dobrych wiatrach nawet plan maximum, czyli złamanie 3:30. Moje maratońskie marzenia jednak nieco zrewidowała rzeczywistość i nie połamałam niczego, co by mnie satysfakcjonowało... Ale po kolei.