października 29, 2016

Mój poradnik leczenia kontuzji rozcięgna podeszwowego - cz.2 "Droga leczenia długa i kręta jest..."

Mój poradnik leczenia kontuzji rozcięgna podeszwowego - cz.2 "Droga leczenia długa i kręta jest..."

października 29, 2016

Mój poradnik leczenia kontuzji rozcięgna podeszwowego - cz.2 "Droga leczenia długa i kręta jest..."

Z początku myślałam, że jak odpocznę od biegania przez 2-3 tygodnie to stan zapalny rozcięgna minie i będę mogła wrócić do biegania. Nic bardziej mylnego. Z drugiej strony bez odpoczynku i przerwy od biegania wszystkie stosowane metody walki z tą kontuzją okażą się mało skuteczne. 


W internecie na różnych forach możemy znaleźć historię ludzi, którzy pomimo stosowania wielu metod leczenia rozcięgna podeszwowego i ostrogi piętowej nie widzą poprawy, a nawet jeśli ona następuję, to tylko na jakiś czas, a potem znowu wszystko zaczyna się od początku i ... tak przez lata. Przyznam, że bardzo mnie to przeraziło...Jak to? Miałabym wyjęty rok z biegowego życiorysu przez tą cholerną kontuzję? Ba, rok to w optymistycznej wersji. Niektórzy podobno użerają się z rozcięgnem przez lata wydając na to masę pieniędzy, a czasem nawet wyjeżdżają za granicę w poszukiwaniu właściwego lekarza. Czy mnie też to czeka?- myślałam. Czy będę mogła kiedyś biegać, tak by móc zrealizować swoje cele i ambicje? A może by tak lepiej rzucić to wszystko w cholerę (w sensie to całe bieganie) i przerzucić się na ...? Właśnie: na co?! Wiem, jest masa różnych rzeczy w których można się realizować, ale ten kto "posmakował" biegania i złapał tego bakcyla, kto odniósł w tym obszarze już jakieś małe sukcesy, kto biegał po 100 km tygodniowo i śnił, że może już biegać, gdy biegać nie mógł... Ten wie, że to nie taka prosta sprawa przerzucić się od tak na coś innego i zapomnieć o bieganiu i wszystkim co się z nim wiąże. 

października 17, 2016

Mój poradnik leczenia kontuzji rozcięgna podeszwowego - cz.1 "Historia upadku..."

października 17, 2016

Mój poradnik leczenia kontuzji rozcięgna podeszwowego - cz.1 "Historia upadku..."

Przez ostatnie 3 miesiące walczyłam chyba z najgorszą kontuzją, jaka mi się dotychczas przydarzyła. Dlaczego najgorszą? Bo nie ma nawet jednego sposobu, który gwarantuję jej wyleczenie, ale za to są dziesiątki, które "może pomogą"... W desperackich amokach przeczytałam, chyba "cały internet" na temat kontuzji rozcięgna podeszwowego i ostrogi piętowej (moim zdaniem często mylonych ze sobą kontuzji). Znam na pamięć nawet wątki na jakiś martwych już kompletnie forach z 2000 roku (wtedy miałam Komunię Świętą!) ... W związku z tym, postanowiłam stworzyć swój własny poradnik dla kolejnych pokoleń desperatów, którym przyjdzie walczyć z tym paskudztwem. Wpierw jednak opiszę swoją historię upadku... Okej, zaczynamy. 


Kontuzję nie biorą się znikąd. Sprawa oczywista. Niby wiemy o tym doskonale, a robimy wręcz kardynalne błędy, aby się ich nabawić. Jakie to błędy w moim przypadku? Cóż, robiąc bardzo szczegółowy biegowy (ale nie w biegu) rachunek sumienia, bijąc się pierś ze słowami Mea culpa... wymieniłabym takie o to czynniki prowadzące nas do zguby (nie tylko dobrej formy):


Copyright © Szanuj pasję , Blogger