listopada 03, 2013

Zdrowa dawka malkontenctwa i biegająca szarańcza

Co prawda dzisiaj odbywa się słynny Maraton w Nowym Jorku, więc wypadało by naskrobać jakiś entuzjastyczny wpis na temat biegania i  w ogóle, ja jednak pozwolę sobie na małe malkontenctwo i delikatną krytykę biegowego szaleństwa, jakie ostatnio można zaobserwować... wszędzie. I to wszędzie jest właśnie nieco irytujące, czego osoby (a z pewnością duża ich część) pochłonięte biegową pasją zdają się nie dostrzegać ani trochę. Kończąc dzisiaj (niezbyt długie) niedzielne wybieganie zahaczyłam o Łazienki Królewskie, chcąc przebiec główną aleję, z czego jednak zrezygnowałam, bo odstraszyła mnie dość liczna grupka biegaczy, robiąca przebieżki/interwały w głównej alei właśnie. Zaczynali przy samej bramie będącej głównym wejściem do tegoż królewskiego parku, gdzie każdy z nich czekał na swoją kolej, blokując wejście spacerowiczom, a nawet jeśli nie blokując, to z pewnością przeszkadzając w spokojnym doń wejściu... Ja rozumiem, że interwały/przebieżki to ważna część treningu, ale czemu cała ta grupka musiała je wykonywać właśnie tam i to jeszcze w niedzielny poranek (tzn. było to około godz. 11, więc może nie poranek, ale z pewnością godzina o której natężenie spacerowiczów w niedzielę jest tam spore - sama zresztą pamiętam coniedzielne spacery z babcią w Łazienkach Królewskich, karmienie kaczek i karpi, co wspominam z sentymentem). Przebiegając obok tejże grupki z lekkim zażenowaniem i nie ukrywam - poczuciem wstydu, że ja też jestem biegaczem, który może w nieco delikatniejszej formie, ale też w pewnym sensie zakłócał spokój spacerowiczom, usłyszałam urywek rozmowy małżeństwa z wózkiem:
- Z pełnym szacunkiem do biegaczy, ale to jest miejsce, jakby nie patrzeć historyczne, a....

Dalej już nie "podsłuchiwałam" i szybko czmychnęłam w jakąś mało uczęszczaną alejkę by odizolować się od tego tłumu biegaczy robiącego przebieżki niczym upierdliwa szarańcza, przy samym wejściu do parku z myślą, że w sumie należało by upomnieć trenera tejże biegowej grupki, bądź któregoś z ich członków, że to nie najlepszy pomysł by w niedzielne przedpołudnie robić tam tego typu zabawę biegową (niestety wrodzona nieśmiałość nie pozwoliła mi na ten czyn, więc tutaj wylewam swe "żale", co tłumaczyłam sobie tym, że "przecież nie mogę przerwać wybiegania!"), tym bardziej, że:
- obok znajduję się Stadion Agrykola (posiadający bieżnię z sześcioma torami na prostej - 400 m. Zresztą odsyłam do stronki osoby nie mieszkające w tej okolicy -> STADION AGRYKOLA
- jeśli komuś jednak stadion nie starcza, bądź po prostu woli inną scenerię, obok (tuż, tuż!) znajdują się też dwa zbiorniki wodne wokół, których bieganie to sama przyjemność, a miejsca na przebieżki jest tam niewspółmiernie więcej, aniżeli przy głównej bramie do Łazienek Królewskich (w niedzielę). Sama zwykłam tam często robić treningi interwałowe etc, a poza tym, to właśnie tam zaczęła się moja biegowa historia, gdzie przebiegłam też swoje pierwsze 60min bez zatrzymania (radość współmierna do tej po przebiegnięciu pierwszego półmaratonu ;)) 


Nie chcąc się dalej rozwodzić nie będę wymieniać paru innych miejsc do przebieżek znajdujących się na Powiślu i w okolicach. Przyznam też, że sama zimą robiłam treningi interwałowe na głównej alei w Łazienkach Królewskich, bo było to jedyna dobrze odśnieżone miejsce z równą (jak na zimowe warunki) nawierzchnią w tych okolicach (że nie wspomnę o bajecznej scenerii), ale robiłam to w dzień powszedni rano, lub wieczorem, gdy zdarzało się, że byłam jedyną osobą na calusieńki park (przynajmniej tak mi się zdawało, bo prócz napotkanej słynnej sarny, która tam "mieszka" zdarzało się, że nie spotkałam tam żywego ducha). 

Konkludując: bieganie to świetna sprawa, ale naprawdę nie cała ziemia musi się nim zachwycać. Btw. modlę się by to biegowe szaleństwo nieco osłabło, a liczba biegaczy na ścieżkach spadła choć o 1/4... Bo to się robi już nie do wytrzymania, przy mojej naturze samotnika. Ale takie są uroki mieszkania w wielkim mieście - nawet jeśli w co drugim bloku znajdą się choć dwie, bądź jedna osoba biegająca, to sumując tą niekoniecznie pokaźną liczbę, mamy efekt na biegowych ścieżkach w postaci biegającej szarańczy. :P

Jednak co by nie było trzymam dzisiaj kciuki z najsłynniejszego biegacza amatora Yukiego Kawauchi by nabiegał dzisiaj życiówkę w nowojorskim Maratonie. :) 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szanuj pasję , Blogger