Dzisiaj nie będę się rozpisywać...
Wiecie jaka jest najlepsza metoda by nauczyć się biegać ze śródstopia, a nie człapać z pięty? Biec 25 (no dobra, może przez 5km wiał w plecy i z boku) kilometrów pod wiatr wiejący z prędkością 31 km/h (w porywach 55 km/h - przynajmniej tak podają internety i jestem skłonna w to uwierzyć, bo na Moście Siekierkowskim miałam wrażenie, że zaraz przerzuci mnie przez barierkę i wpadnę do Wisły) i to jeszcze zimny, niczym syberyjski. Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć swojej "teorii", ale od dzisiaj wiem, dlaczego wiatr jest największym wrogiem dla biegacza - choć z drugiej strony, jak widać, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. TAK, to było chyba moje najbardziej hardkorowe długie wybieganie. Słowem,
AMAZING STUFF
AMAZING STUFF
...
..
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz