kwietnia 05, 2016

Podsumowanie, kibicowanie i ... mocne postanowienie poprawy.

Na blogu znowu panuję niezręczna cisza. Mam nadzieję, że nie jest to żadna przysłowiowa cisza przed burzą (chociaż na jutro burzę zapowiadają - pierwszą tej wiosny!), bo chciałabym chociaż najbliższy rok przebiegać w spokoju, bez żadnych kontuzji i jakiś sensacji-rewelacji. 



Za mną już cały przebiegany marzec. Pierwszy od dwóch lat, bo w ubiegłym roku był to właśnie okres mojej biegowej abstynencji spowodowanej potrąceniem przez samochód. Ale nie patrzmy wstecz... Przebiegłam 185,27 km (23 treningi), przejechałam 424,8 km (11 przejażdżek). Zbiłam średni puls ze 175 na 160ud/min przy tempie biegu spokojnego. Nie jest to jeszcze całkowicie komfortowe bieganie, ale myślę, że z tygodnia na tydzień moje serce będzie coraz bardziej wydajne.

Trening uzupełniający nadal staram się wykonywać systematycznie, co w sumie wychodzi mi w 85-90%, więc całkiem nieźle. Najgorzej sprawa przedstawia się w zbijaniu wagi - bieganie niestety wzmaga apetyt i czasem mają nade mną władzę demony łakomstwa... Cóż, usilnie nad tym pracuję...

Wielkanocna przejażdżka...



W ubiegłym tygodniu skończyłam już III fazę budowania fazy, gdzie kilometraż tygodniowy oscylował w granicach 40-50 km. Teraz wkraczam w fazę IV - tj.70% kilometrażu tygodniowego z przed kontuzji + przebieżki. Nadal nie jest to jeszcze wymagający trening, a zwykłe truchtanie z małym akcentem ożywczych przebieżek, więc jeśli mam być szczera - obecnie nie czuję jeszcze specjalnie, że biegam... Może głupio to brzmi, ale naprawdę tęskno mi do takiego poczucia totalnego wyżyłowania się podczas biegania, wyłączania Garmina z poczuciem "cholera, to była moc... zaraz padnę". Już mi trochę nudno tak tylko sobie truchtać, ale z drugiej strony, gdy mój organizm będzie już gotowy na konkretniejsze bieganie, przekorny umysł zapewne zatęskni do takiego truchtania przez parę tygodni z rzędu. Ale wtedy będę musiała odganiać takie myśli, gdzie pieprz rośnie, gdyż mam...


CEL DŁUGOTERMINOWY, a dokładniej plan minimum na najbliższy rok. Zrodził się on, gdy już drugi rok z rzędu (ech...) jako wierny kibic i miłośnik biegania miałam okazję obserwować biegaczy przed samą metą Półmaratonu Warszawskiego. 





Pół kilometra od mojego domu półmaratońskie miasteczko, a ja znowu nie biegnę...

Zazdroszcząc, klaszcząc, wydając jakieś mniej lub bardziej artykułowane dźwięki, aby wspomóc na ostatnich metrach biegaczy, w mojej głowie zapadła twarda decyzja. Za rok łamię w Półmaratonie Warszawskim minimum 1:30. Też chce finiszować tak jak oni łamiąc kolejne życiówki, wylewając hektolitry potu i czuć tą wielką euforię, satysfakcję zmieszaną z bólem... 


Elita dobiega
Ekhem, w każdym razie, z pewnością dla wielu biegaczy wykręcenie takiego czasu to bułka z masłem, ale z drugiej strony uważam, że biec przez ponad 20 km tempem poniżej 4:20min/km to już nie jest spacerek... Znam swój organizm i wiem, że przygotowanie się na taki wynik będzie ode mnie wymagało mocnych, ale i rozsądnych przygotowań. Moje tempo progowe, które miałam świetnie "obiegane" w ubiegłym roku to średnio 4:30min/km, a poniżej 4:20 biegałam bardzo rzadko (trochę jak na ironię częściej biegałam 4:00-4:10, tj.moje tempo interwałów), więc będzie co szlifować. Przyznam, że już nie mogę się tego "szlifowania" doczekać. Od ponad roku nie nabiegałam żadnej życiówki przez problemy zdrowotne, niefortunne wydarzenia - czasem zdawało mi się, że nad moją pasją do biegania wisi, jakieś fatum... Ale mam nadzieję, że już się skończyło i będzie pod tym względem tylko lepiej. PRAWDA?!


Cel minimum ustanowiony!



2 komentarze:

  1. 1:30 to już pokaźny wysiłek. Pamiętaj o regeneracji. Warto może dawkować zbić 1:41 potem 1:35 i może dychę poprawić oraz 15-tkę. Długo trwało zanim ja 1:30 połamałem. Wytrwałości. Grunt to systematyczne treningi i realizowanie założeń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz świętą rację - wszystko w swoim czasie. :) Ale sądzę, że ten cel jest do zrealizowania przy bardzo konsekwentnym treningu i dbaniu o inne detale przez ten czas. Chciałabym dojść do takiej formy na wiosnę przyszłego roku... Mam na to jeszcze prawie 10 miesięcy. ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szanuj pasję , Blogger