To był naprawdę dobry treningowo miesiąc - pod względem objętości i jakości również. Luty nie wyszedł tak jakbym chciała, ale za to marzec przepracowałam zgodnie z założeniami. Udało się też poprawić w kwestii treningu uzupełniającego, co w poprzednich miesiącach mocno kulało. No i nabiegałam też nową półmaratońską życiówkę. Może nie do końca taką jak chciałam, ale życiówka to życiówka.
Ostatnio barierę 300 km przebiegniętych w jednym miesiącu przekroczyłam ... w listopadzie 2015 roku. Jak to strasznie dawno temu? A potem miałam kontuzję z którą borykałam się całą zimę (złamanie zmęczeniowe śródstopia) ... Ale nie patrzmy, aż tak daleko wstecz. Pierwszy tydzień marca był małym taperingiem przed Półmaratonem w Wiązownej (relacja).
![]() |
Ależ dynamika biegu... Umieram |
Na szczęście w następnych dniach było już lepiej. Dwa dni po wspomnianym półmaratonie zrobiłam rano rozbieganie i czułam, że lekkość w nogach wraca. Tętno też wskazywało na wzwyż formy. Wieczorem jeszcze doprawiłam spinningiem, a następnego dnia rano zabawa biegowa 15x1min (chyba "mój sztandarowy trening tej zimy"). Tempo poniżej 4:00 było optymalne na takich krótkich szybkich odcinkach - nogi się "odmuliły". W czwartek ponad 16km rozbiegania, piątek całkowicie wolny, a na sobotę rano zaplanowałam solidny akcent na stadionie (3x1 mila tempo progowe; średnio 4:33/km; 3x3' tempo interwału - poniżej 4:10/km + rytmy 4x200 tak na dobicie). Niestety bardzo kiepsko przespałam noc z piątku na sobotę, więc było naprawdę ciężko. Ale udało się trzymać tempa zgodnie z założeniami. W niedzielę zrobiłam wybieganie z ... Czuchleb nad Bug. Trasa jest bardzo fajna, cały czas po asfalcie przez wsie, lasy i pola. Niestety też po kiepsko przespanej nocy, więc nie powiem, że nie cierpiałam momentami, ale bądź co bądź były to dobre kilometry (z jednym przystankiem przez psy, które z pewnością chciały mnie pożreć żywcem i drugim w krzakach z przyczyn fizjologicznych). I nie nawdychałam się smogu, tylko bardzo świeżego wschodniego powietrza. :) Z powrotem na szczęście nie musiałam biec, gdyż zabrała mnie moja prywatna eskorta... :)
W następnym tygodniu zdecydowanie poprawiłam się z treningiem uzupełniającym. Wykonałam ich, aż 3 (2x 1h, 1x40'). Mogłabym też napisać "tylko", ale patrząc na to jak wyglądało to w poprzednich tygodniach, ta liczba jest całkiem niezła. Pisząc trening uzupełniający mam na myśli ćwiczenia ze sztangą, piłką gimnastyczną, ciężarkami, core stability, rolowanie, rozciąganie i inne ćwiczenia wzmacniające. Myślę, że jeśli w kwietniu podtrzymam ten trend to w końcu poczuję się mocniejsza w tym zakresie i odbiję się to pozytywnie na moim bieganiu. Choć często zaniedbuję te sferę, to zdecydowanie jestem zdania, że bez tego trening biegowy nie jest kompletny.
![]() |
Aż chce się ćwiczyć, gdy ma się taką niemal pustą salę do dyspozycji :) |
Akcenty jakie wykonałam w drugim tygodniu to 4x1km TP (tempo progowe) + rytmy 4x200 (środa) i znowu zabawa biegowa 15x1'... W planie miałam kompletnie co innego, ale trochę niespodziewanie w piątek była zamieć śnieżna, więc uznałam, że w takich warunkach będzie to optymalne wyjście. Więc wyszła taka zabawa biegowa po śniegu i lodzie pod Stadionem Narodowym. Tygodniowy kilometraż nadal ponad 80km, więc całkiem całkiem.
Kolejny tydzień stał pod znakiem taperingu przed Półmaratonem Warszawskim. Czułam, że jestem już naprawdę całkiem mocna i jeśli w tym tygodniu nie popełnię żadnego większego błędu, to w niedzielę mogę nabiegać życiówkę. Starałam się wypocząć... Wbrew pozorom to wcale nie takie łatwe. W zasadzie to mogłam wypocząć bardziej, ale jak wychodziłam na rozbieganie i noga podawała to wydawało mi się, że jaka to różnica jeśli zrobię 11, czy 14km? Szczegóły tego tygodnia i relację z 13.PZU Półmaratonu Warszawskiego zawarłam tutaj.
Poniedziałek po zawodach zrobiłam sobie wolne, ale we wtorek już uznałam, że jestem w miarę wypoczęta - teraz wiem, że to były raczej pozory wypoczęcia. Rano rozbieganie, po południu siłownia; środa rozbieganie, a wieczorem spinning - tak więc 2 dni trenowania ponad 2 godziny dziennie. Niby na niskiej intensywności, ale wypocząć sobie nie dałam. W czwartek rano 12km w śnieżno-deszczowej zamieci. Myślę, że mogłam to sobie odpuścić. Na piątek zaplanowałam solidny akcent: 10x1km w tempie około progowym na przerwie 30 sekund pomiędzy odcinkami, więc ciężko.
Rzeczywiście solidny marzec :) Powodzenia w niedziele! (mam nadzieję, że i mi forma dopisze)
OdpowiedzUsuń