grudnia 31, 2015

Biegowe podsumowanie roku 2015 ...

Był to dla mnie zdecydowanie burzliwy rok. Pełen wzlotów i upadków, a w zasadzie upadków i wzlotów, bo tych pierwszych było raczej więcej, a te drugie występowały sporadycznie. Co jednak udało mi się osiągnąć, czego więcej starałabym się nie powtórzyć, co napawa mnie dumą, a co frustruje, gdy myślę sobie o tym minionym roku?






Może zacznę od początku. Rok 2015 zaczął się dla mnie pod względem biegowym niemal rewelacyjnie. Cofając się jeszcze bardziej wstecz, grudzień 2014 był chyba najlepiej przeze mnie przetrenowanym miesiącem w życiu - łącznie zrobiłam 430 km, tylko 2 dni wolne, a rozbiegania 20 km ze śr.tempem 4:55 robiłam na luzaku. Nie schodziłam poniżej 100 km tygodniowo i czułam się świetnie. W styczniu zaczęłam chodzić systematycznie na siłownie i basen, tak więc nie zaniedbywałam treningu uzupełniającego. Udało mi się nabiegać nową życiówkę w Biegu Chomiczówki na 15 km (relacja), gdzie na metę przybiegłam, jako 26 kobieta (na 277) z czasem 1h 08min 17s. Wszystko to napawało mnie mega optymizmem i tak myślałam sobie, że jeśli ten rok będę biegać równie intensywnie, to za rok o tej porze będzie naprawdę dobrze. Że uda mi się złamać takie, a takie czasy, że dogonię tych, których tak bardzo dogonić bym chciała... W lutym trenowałam już głównie z myślą o wiosennym Orlen Warsaw Marathon, który od dawna był w mojej głowie i wizja łamania 3:30 przyświecała mi na każdym treningu. Pod koniec lutego udało mi się nabiegać życiówkę na 10 km, z której co prawda byłam średnio zadowolona, ale pocieszył mnie wtedy mocno fakt, że byłam w pierwszej 10-tce kobiet na tym biegu (Bieg Tropem Wilczym). Pierwsze 2 tygodnie marca też dobrze wspominam. Do dzisiaj pamiętam satysfakcję po jednym z treningów w tempie progowym na którym czułam tę upragnioną lekkość biegu. 

13 marca (nigdy nie przywiązuję uwagi do takich rzeczy, ale to był piątek) wszystko diabli wzięli. Potrącił mnie samochód na skrzyżowaniu, na zielonym świetle o czym wtedy pisałam (klik...). Byłam tak przybita tym faktem, że ciężko ubrać to w słowa. Czemu przydarza mi się to akurat teraz, na 2 tygodnie przed Półmaratonem Warszawskim, który był dla mnie tak ważny? I przed Orlen Warsaw Marathon... Tyle treningów, tyle kilometrów, tyle poświęcenia na marne... Dlaczego? 

Od tamtego czasu nie zrobiłam żadnej życiówki. Moje bieganie było pasmem ciągłego dochodzenia do formy, po czym tracenia jej przez jakieś niefortunne zdarzenia. A to wypadek na rowerze, a to tygodniowa biegunka i zemdlenie itd. A w momencie, gdy już czułam że weszłam na właściwe tory i że "ta forma" do mnie wraca; w szóstym tygodniu trenowania wg Metody Hansonów (odcinki 1200 m robiłam już tempem 3:58 min/km - co jest na moim poziomie super prognostykiem), wszystko znowu legło w gruzach. Nie biegam już ponad 5 tygodni przez jakiś dziwny uraz śródstopia. Nie będę się teraz rozpisywać na ten temat (to dla mnie zbyt frustrujące), ale kuracja ma się zakończyć około 13 stycznia i mam wielką, ale to naprawdę wielką nadzieje, że po tym czasie wznowie treningi i rok 2016 będzie dla mnie bardziej łaskawy. Czego życzę wszystkim, którzy doczytali, aż do tej linijki. :) 


Udało mi się: Przebiec w tym roku prawie 3 tysiące kilometrów mimo licznych przerw i nabiegać dwie życiówki.

Największa biegowa głupota: Start w Orlen Warsaw Marathon po 2 tygodniach od niecałkowitego wyjścia z kontuzji kolana po wypadku. To było kompletnie irracjonalne i potem miesiącami mój organizm tak naprawdę nie "przyjmował", ani nie "oddawał" treningu. Zabrakło pokory i cierpliwości.

Plany: Wyjść z kontuzji, a potem... 

4 komentarze:

  1. Życzę Ci powrotu do pełnej sprawności. Czuję, że to będzie dobry rok :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję wierny czytelniku moich wypocin! :) Ja też gdzieś w podświadomości, tak czuję, że jak już wyjdę z tego, to będzie dobrze i biegowo będę rok 2016 wspominać z uśmiechem na ustach! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluje minionego roku i życzę powodzenia w 2016. Powrotu do zdrowia :-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szanuj pasję , Blogger